Jest takie miejsce w Krakowie, gdzie ludzie wyprowadzają psy na spacer, a nie powinni! Przynosi to wstyd nie tylko owym właścicielom czworonogów, ale również, albo przede wszystkim, miastu Kraków i Skarbowi Państwa. Mam na myśli teren byłego nazistowskiego obozu koncentracyjnego w Płaszowie. Był to drugi pod względem obszaru hitlerowski obóz po Oświęcimiu, przepraszam, po Auschwitz, żeby oddać obowiązującą dzisiaj poprawność polityczną.
Brama główna obozu znajdowała się przy ul. Jerozolimskiej, kawałek po jej wlocie od strony ulicy Wielickiej. Nie tak dawno obecne władze miasta wydały zgodę na budowę tuż obok osiedla mieszkaniowego. Jadąc Wielicką, z tramwaju widzę nadal pustostany i wcale się nie dziwię, bo kto chciałby mieszkać za płotem obozu koncentracyjnego? Dalej idąc w kierunku Wieliczki, już na terenie obozu, wybudowano market LIDL, stację benzynową Shell, oraz McDonald – stoją na miejscu baraków SS i magazynów rzeczy (meble, szkło, porcelana, ubrania, itp.). Te inwestycje powstały już po upadku komunizmu. Za tymi budowlami, nieco w głąb obozu mamy blokowisko ciągnące się w kierunku Wieliczki, które zaczęto wznosić w drugiej połowie lat 80-tych. Wieżowce powstały później. A przecież do połowy stadionu sportowego „KABEL” to był teren obozu – teren na którym Niemcy, zacierając ślady swojej zbrodniczej działalności, rozsypali prochy ludzkie. Należy więc traktować cały teren obozu jak cmentarz! I nie ważne, że były tam domy zajęte na mieszkania dla funkcjonariuszy, pracownia stolarska, kurnik, chlew, warsztat samochodowy, magazyn przedmiotów religijnych, stajnia i wozownia… – to powinno być miejsce pamięci, a nie miejsce zapomnienia, skrywane, zabudowywane kolejnymi osiedlami, wstydliwe.
Wstydzić się należy z innego powodu. Dzisiaj przyjeżdżają tutaj wycieczki, co znamienne, prawie wszystkie z zagranicy, organizowany jest corocznie Marsz Pamięci w rocznicę likwidacji getta w Krakowie, i wszyscy – szczególnie byli więźniowie, którzy jeszcze żyją – pytają: Dlaczego? Dlaczego to miejsce nie jest należycie upamiętnione?
Z Krakowa młodzież gimnazjalną wysyła się na wycieczki do Auschwitz, ale o KL Płaszów nawet niektórzy nauczyciele historii niewiele wiedzą! Tym, którzy się oburzą, przytoczę słowa dyrektora ze szkoły mojej córki, człowieka, który, co prawda na zastępstwach, ale jednak naucza historii. Był zaskoczony, gdy w stosunku do obozu w Płaszowie użyłem słowa „koncentracyjny”. Zdziwił się i zapytał: „Przecież to był obóz pracy?”.
Gdy byłem nastolatkiem, mój ojciec, który wychował się obok obozu, na Woli Duchackiej, mówił mi, żebym tam nie chodził, bo to teren wojskowy. Wspominał, że po wojnie znajdowali tam sporo broni i, że to niebezpieczne miejsce. Jednak, gdy byłem w ósmej klasie szkoły podstawowej wybrałem się z kolegami na rowerach na kopiec Krakusa. Trasa powrotna na Prokocim, gdzie mieszkaliśmy, wiodła przez obecny Rezerwat Przyrody Nieożywionej „Bonarka” i przez ten, zakazany mi przez ojca teren. Jakie było nasze zaskoczenie, gdy natrafiliśmy na samotny grób żydowskiego chłopca. Wtedy pierwszy raz zobaczyłem hebrajskie litery i dziwną datę z roku pięć tysięcy ileś… Zorientowaliśmy się, że to teren zniszczonego cmentarza. Dzisiaj wiem, że Niemcy zlikwidowali tam dwa cmentarze żydowskie, a drogę na terenie obozu wybrukowali macewami (płytami nagrobnymi) z tych cmentarzy.
Pamiętam też, gdy z końcem kwietnia 1986 roku – pamiętna data, bo nad Kraków nadciągnęła akurat chmura z Czarnobyla – spędzono młodzież ze wszystkich szkół średnich Krakowa pod Pomnik Ofiar Faszyzmu na terenie obozu w Płaszowie (mój ojciec nazywa go, jak większość Krakowian, Pomnikiem Wydartych Serc). Młodzieży było tak dużo, że nikt nic nie słyszał (byli harcerze i kombatanci, tyle można było zobaczyć z daleka). Nikt z nas nie wiedział dlaczego nas tam zabrano. Nauczyciele też nic nie mówili. Woleli zachować milczenie. Nie było lekcji, i to było najważniejsze. Później poszliśmy z kolegami zwiedzać ten teren. Na pomniku, z tyłu wyryto napis „W hołdzie męczennikom pomordowanym przez hitlerowskich ludobójców w latach 1943 – 1945”. O tym, że pomnik ulokowany został przy zewnętrznym płocie z tyłu obozu zagłady i, że dokonywano na tym miejscu masowych egzekucji, nie słyszeliśmy. Sama rzeźba nie posiada też żadnych bezpośrednich odniesień do tożsamości upamiętnionych osób, ani odniesień w formie napisu do hitlerowskiego obozu, a wtedy, w czasach komunizmu, był tam tylko ten pomnik. Nie było żadnych informacji o obozie.
Z powyższym miejscem wiąże się historia zdjęcia mojego ojca (które zamieściłem powyżej – zamazałem twarze, bo nie mam zgody osób, które na zdjęciu uwieczniono na publikację ich wizerunków; dwójki pozostałych nie znam; mój tato miał wtedy 12 lat). Przeglądając kiedyś rodzinne fotografie zapytałem ojca o to, dlaczego ta korona cierniowa jest zdjęta z krzyża. Powiedział, że krzyż był złamany (nie widać tego na zdjęciu). I, co bardzo mnie zaskoczyło, wyjaśnił mi, że zdjęcie nie było zrobione na H-Górce (nazwa H-Górka lub Hujarowa Górka pochodzi od nazwiska SS-mana, który kierował masowymi egzekucjami – Alberta Hjaara – nie dziwi fakt, że więźniowie używali nazwy Chujowa Górka), gdzie obecnie stoi taki krzyż z koroną cierniową, jak na zdjęciu. Okazało się, że wykonano je około 1956 roku na C-Dołku (pełna nazwa, której nie przytoczę, używana przez więźniów, pochodzi od potocznej, wulgarnej nazwy żeńskiego organu płciowego), czyli w miejscu, gdzie obecnie znajduje się Pomnik Wydartych Serc, czy jak kto woli Pomnik Ofiar Faszyzmu. Postawiono go w 1965 roku w miejsce krzyża ze zdjęcia. Jego autorem jest słynny krakowski architekt, Witold Aleksander Cęckiewicz.
Zdjęcie ma swoją wymowę. Wynika z niego, że od dawna nie chciano uszanować części tych ludzi, którzy tam zginęli – Żydów. I, że byli też tacy, których krzyż w takim miejscu urażał, skoro został zniszczony. Analogiczne zachowania znamy z czasów mniej odległych, mam na myśli wydarzenia ze żwirowiska w Oświęcimiu. Michael Schiffman, w książce pt. „Resztka Izraela powraca” tłumaczy jaki jest stosunek do krzyża Żydów, którzy uwierzyli, że Jezus z Nazaretu jest Chrystusem, czyli żydowskim Mesjaszem (obiecanym Królem Izraela i całego uniwersum): „Żydzi mesjanistyczni nie używają symbolu krzyża. Dla Żydów jest to symbol prześladowań w imię Jezusa”.
Należy podkreślić, że w 1993 roku pamięć społeczną o KL Płaszów przywrócił film „Lista Schindlera”. Dzięki filmowi miasto Kraków skupiło się na upamiętnieniu fabryki naczyń emaliowanych Oskara Schindlera, gdzie dzisiaj mamy muzeum. Po wojnie w tym budynku ulokowano Krakowskie Zakłady Elektroniczne Unitra-Telpod. O ironio, w 1989 roku w tamtejszej stołówce – nieświadom historii tego miejsca – miałem studniówkę!
Wówczas jeszcze teren fabryki Schindlera należał do „trójkąta niepamięci” (z rozmysłem używam tego terminu, nawiązując do artykułu „Krakowski trójkąt pamięci” http://wyborcza.pl/1,76842,4220560.html). Drugim jego kątem był Plac Bohaterów Getta, na którym Niemcy zabili kila tysięcy osób. Cały plac broczył wtedy we krwi. Po wojnie była tam zajezdnia autobusowa i szalety miejskie! Obecnie dzięki wieloletnim staraniom prezesa gminy żydowskiej, pana Jakubowicza (który jako dziecko był więźniem KL Płaszów) i władz miasta, plac został przekształcony w pomnik – w 2005 roku na placu stanęły symboliczne krzesła. Inspiracją dla projektu był opis z książki Tadeusza Pankiewicza „Apteka w getcie krakowskim”: autor wspominał krzesła wyniesione na plac podczas akcji opróżniania domów po ostatnich mieszkańcach getta.
Trzeci kąt, tego „trójkąta niepamięci”, pozostaje nadal kątem niepamięci i wstydu – jest nim teren obozu KL Płaszów. Dlatego nie należy używać pojęcia: „trójkąt pamięci”, ale „trójkąt niepamięci” lub „wstydliwe miejsce”. Było nim kiedyś i jest nim nadal.
A wydawało się, że będzie inaczej. W 2006 roku krakowski magistrat rozpisał Konkurs na zagospodarowanie terenu obozu w Płaszowie http://wiadomosci.gazeta.pl/kraj/1,34309,3446994.html
Zaraz potem w „Gazecie” ukazał się artykuł o wymownym tytule „Obóz w Płaszowie zostanie obozem zagłady” http://wiadomosci.gazeta.pl/kraj/1,34309,4304987.html, jakby nim nie był, nieprawdaż? W artykule, czytamy, że: „Chcemy, żeby Płaszów dołączył do listy muzeów – dawnych obozów zagłady. Te miejsca muszą mieć zagwarantowaną najlepszą opiekę. Przejmie ją państwo…” i dalej: „To powinno być miejsce pamięci narodowej…” Ale niestety nie jest. Jest to miejsce, gdzie ludzie chodzą na spacer… z psami, gdzie grają w piłkę (są i tacy) lub puszczają latawce z dziećmi. W innych, mniej dostępnych częściach obozu ucztują menele.
Tylko starsi ludzie pamiętają i szanują to miejsce. Moi dziadkowie, którzy mieszkali na Woli Duchackiej podczas wojny (vis a vis C-Dołka), opowiadali ojcu, że często słychać było stamtąd strzały i czuć było smród palonych ciał… . Oni pamiętali. Kiedyś w autobusie linii 173 stanąłem koło małżeństwa staruszków. Z ich rozmowy wywnioskowałem, że przyjechali z poza Krakowa. Gdy przejeżdżaliśmy koło C-Dołka staruszka powiedziała smutnym głosem: „Nie lubię tędy jeździć, tu był lagier”. Ci z mieszkańców Krakowa i okolic, którzy przeżyli, stracili tam kolegów i koleżanki. I o tym trzeba pamiętać i uczyć następne pokolenia.
Apeluję, by przywrócić pamięć o wielu wybitnych mieszkańcach Krakowa, którzy zginęli w tym miejscu w poniżeniu. Przywróćmy ich społeczeństwu. Nie pozwólmy zapomnieć Niemcom, że uwierzyli faszyzmowi i, że ich zachowanie spowodowało wielką stratę dla świata. Parafrazując powiedzenie, „kto ratuje jedno życie, ratuje cały świat”, pokażmy, że zabierając jedno istnienie, niszczymy cały świat. Inaczej kolejne pokolenie niezadowolonych młodych ludzi znów uwierzy, że faszyzm jest panaceum na ich problemy.
Panie Premierze, Panie Donaldzie Franciszku Tusku, wszak jest Pan historykiem! Czy pozwoli Pan na to, żeby to miejsce nadal było miejscem wstydu?
Panie Prezydencie Rzeczypospolitej Polskiej, Panie Bronisławie Maria Komorowski, Pan także jest historykiem. To zobowiązuje!
Panie Prezydencie Krakowa, Panie Jacku Maria Majchrowski, jest Pan profesorem zwyczajnym nauk prawnych, historykiem doktryn politycznych i prawnych. Dlaczego Pan zaniedbuje tę sprawę, dlaczego Pan odpuszcza?
Obywatele Krakowa i wielu innych miejscowości, ludzie wielu narodowości, których zamordowano w tym miejscu, wszyscy oni proszą o ustanowienie szacunku dla miejsca ich spoczynku! Czy mają prawo do tego, by choć po śmierci godnie ich traktowano?