W tym miesiącu „w Hiszpanii weszło w życie prawo, które stanowi, że zwierzę jest pełnoprawnym członkiem rodziny, wrażliwą istotą czującą, a jego właściciel ma obowiązek zaspokoić jego potrzeby i zapewnić mu bezpieczeństwo” (Źródło: Hiszpania: Od dziś zwierzę jest „wrażliwą istotą czującą”).
Pupil nie będzie mógł być przedmiotem spadku, za to będzie mógł, a nawet powinien, być ujęty w testamencie, gdyż jeśli właściciele tego nie zrobili, to jego prawa zabezpieczy sąd… Zainteresowanych losem hiszpańskich pupilów odsyłam do artykułów prasowych, choćby do powyżej cytowanego.
Z jednej strony została uchwalona większa ochrona zwierząt, z drugiej bezpardonowe prawo nakazujące sterylizację jeśli zwierzęta mieszkające razem mogą się rozmnażać. I tutaj już nikt nie rozważa tego problemu pod kątem praw zwierząt.
Warto zauważyć, szczególnie w dzisiejszym, zlaicyzowanym społeczeństwie i przy totalnym braku nauczania w tym temacie, że kultura judeo-chrześcijańska oparta na Piśmie Świętym zajmuje się prawami zwierząt. Po pierwsze zabrania znęcania się nad zwierzętami. Znęcanie się nad zwierzętami było bowiem jedną z przyczyn dlaczego Bóg ukarał pierwszy świat potopem. Dlatego jedno z tzw. praw noachickich zabrania powodowania ich cierpienia. Po drugie, Biblia dba o dobrostan zwierząt. Chrześcijaństwu znane jest jedno z 613. przykazań judaizmu, cytowane przez apostoła Pawła (patrz: 1Kor 9:9 i 1Tym 5:18) w brzmieniu: „Nie zawiążesz pyska młócącemu wołowi”. Niestety tłumaczenie to jest błędne. W oryginale mowa jest o byku, a nie o wole[1], gdyż inne przykazanie Tory zabrania sterylizacji zwierząt[2]!
I tym się różni prawo stanowione przez ludzi od prawa stanowionego przez Absolut. Człowiek myśli o tym, żeby jemu było wygodnie, żeby nie miał problemu z miotem kotów czy psów, a Stwórca dba o to, by zwierzę mogło żyć w zgodzie ze swoją naturą, dba o jego dobrostan psychofizyczny. Niewysterylizowany domowy kot, czy kotka, które nie są wypuszczane na zewnątrz znaczą teren w domu, przysparzając właścicielom problemów – a ci, racjonalizując, wmawiają sobie, że kastrację czy sterylizację przeprowadzają dla dobra zwierzęcia… Sam mam 2 psy, które są wysterylizowane, ale z powodów zdrowotnych – chodziło o ich dobro. Jednemu na jądrach pojawiły się zmiany nowotworowe, a drugi cierpi na wnętrostwo (nie było możliwości farmakologicznego sprowadzenia jąder, a w zbyt wysokiej temperaturze na jądrach w jamie brzusznej pojawiają się zmiany nowotworowe).
W dzisiejszym społeczeństwie zmienia się model życia. Gdy wprowadziliśmy się do swego pierwszego mieszkania (w roku 1999) na nowo wybudowanym osiedlu w Krakowie, niebawem pojawił się „urodzaj” na dzieci. Gdy w roku 2006 zmieniliśmy mieszkanie, także na nowo wybudowanym osiedlu, dzieci u młodych małżeństw pojawiły się także bardzo szybko. Jednak, gdy bodaj w roku 2015 naprzeciwko oddano nowe osiedle, nie pojawiło się już tak dużo dzieci. Za to pojawiło się mnóstwo młodych, bezdzietnych par z psami i kotami. Poznałem tych miłych skąd inąd ludzi na psiej łączce. Tylko niewielka część z nich zdecydowała się na posiadanie – poza psem, czy innym pupilem – także dzieci. Pies, kot, zastępują dzisiaj dzieci. I nie jest to bezpodstawne stwierdzenie. Kuzyn opowiadał mi o swojej rozmowie z sąsiadami, wykształconymi ludźmi (ona kończy studia III stopnia, bodaj z dziedziny biologii i przygotowuje się obrony pracy doktorskiej), mieszkającymi z parą Yorkshire terrierów. Ludzie Ci, w rozmowie na temat nowego hiszpańskiego prawa, wspomnieli, iż wśród ich znajomych, tylko 2 na jakieś10 par (no bo przecież nie małżeństw) posiada dzieci. Stwierdzili, że mają nadzieję, że takie prawo w Polsce także się pojawi – i zabezpieczy ich pieski – że byłoby to dobre.
No cóż, pierwsze biblijne przykazanie, nakazujące mężczyźnie założenie rodziny i spłodzenie potomstwa (tak rozumiany jest w judaizmie nakaz z Rdz 1:22), wypiera efekt społeczeństwa żyjącego w dobrobycie, jak wskazuje czteroletni eksperyment Johna B. Calhoun’a.
Denis Prager jest autorem badania dotyczącego tytułowego dylematu: Kogo byś uratował — swojego psa czy nieznajomego? Dziennikarz ten zadaje studentom od ponad 40 lat to samo pytanie: Czy najpierw spróbowaliby uratować swojego tonącego psa czy też tonącego nieznajomego”? I od lat otrzymuje podobne odpowiedzi: jedna trzecia głosuje na swojego psa, jedna trzecia na nieznajomego człowieka, a jedna trzecia nie wie, co by zrobili Polecam jego artykuł w tym temacie: Dennis Prager: Who Would You Save — Your Dog Or A Stranger?, w którym autor szerzej omawia to zagadnienie. Podobnie zadane pytanie w anglojęzycznej ankiecie internetowej daje 70% głosów na korzyść zwierzęcia (Źródło: Your pet and a stranger are drowning; you can save only one. Which?). To stan na rok 2010. Do nas takie podejście do życia przyszło z pewnym opóźnieniem, tj z pokoleniem „Z” ukształtowanym w dużej mierze przez media i pewnie przez wiele więcej czynników tworzących tę zmianę społeczną.
Przypomnieć warto, że wiek temu mieliśmy do czynienia z podobnymi zjawiskami. Polskie Towarzystwo opieki nad zwierzętami złożyło przed wojną projekt ustawy o zakazie tzw. uboju rytualnego[3], a Żydzi próbując edukować ówczesnych reprezentantów narodu, wręczyli posłom i senatorom specjalną broszurę dotyczącą szechity. Przedwojenne Niemcy uchwaliły prawo zakazujące wykorzystywania zwierząt do doświadczeń medycznych (24 listopada 1933 r. w III Rzeszy wprowadzono ustawę o ochronie zwierząt)[4], czego następstwem było wykonywanie doświadczeń medycznych na więźniach obozów koncentracyjnych. To tylko drobny przykład powtórki z historii z którą mamy obecnie do czynienia.
Zakończę konkluzją D. Prager’a z powyżej wskazanego artykułu: „Ja też kocham moje psy. Ale wierzę, że Bóg żąda, abym najpierw uratował każdego z was. Wyniki wszystkich tych sondaży dostarczają przykładów straszliwej ceny moralnej, jaką płacimy za myślenie, że sekularyzm jest równie dobrym źródłem moralności, jak objawienie. Jeśli mi nie wierzysz, zadaj pytanie o nieznajomego i psa 10-ciu osobom, które wierzą, że Bóg jest autorem Księgi Rodzaju i 10-ciu osobom, które wierzą, że Biblia została napisana w całości przez ludzi. Kiedy sprawdzisz wyniki, poczujesz się bezpieczniej pływając wśród religijnych Żydów i chrześcijan”.
[1] S. Pecaric, P. Jędrzejewski, Czy Torę można czytać po polsku, Tora Pardes, Kraków 2011, s. 66: 'W polskich przekładach pojawia się wielokrotnie słowo „wół” – np. w Dewarim 25, 4 czytamy najczęściej: „Nie zawiążesz pyska wołowi młócącemu”. Jest to niewłaściwe tłumaczenie słowa szor. Szor bowiem to byk, co jest rzeczą oczywistą nie tylko dlatego, że w hebrajskim oznacza ono właśnie byka, ale także z tego powodu, że Żydów obowiązywał i obowiązuje całkowity zakaz kastrowania zwierząt, o „wołu” w ogóle więc nie może tam być mowy. Werset brzmi w Torze Pardes Lauder w następujący sposób: „Nie zawiązuj pyska bykowi [ani innemu zwierzęciu], gdy jest użyte do młocki [albo wykonuje inne prace gospodarcze]’.
[2] Op. cit., s. 68: 'Zakazu kastracji uczymy się z końcowych słów wersetu Wajikra 22, 24, na podstawie Tory Szebealpe: „Nie przybliżycie w oddaniu dla Boga [ani nie pokropicie krwią z żadnego zwierzęcia, którego jądra są] zgniecione, ściśnięte, oderwane albo wycięte. Nie [wykastrujecie żadnego zwierzęcia] w waszej ziemi, [koszernego czy niekoszernego]”. Z żadnego polskiego tłumaczenia nie da się wyczytać zakazu kastrowania zwierząt, bo tłumaczenia te ignorują Torę Ustną’.
[3] Więcej w temacie przedwojennej dyskusji wokół uboju rytualnego w: M. Różański, P. Szymaniec, Debaty wokół zakazu uboju rytualnego w II Rzeczypospolitej Polskiej, Przegląd Sejmowy nr 1(156)/2020, s. 121–146. Link z wersją pdf.
[4] Polecam w tym temacie artykuł: Z. Brzezińska, Kiedy zwierzęta miały większe prawa niż ludzie, Serwis Internetowy Rzeczpospolitej, dział Historia, 12.12.2019.