Słowa parszy Lech lecha, czytanej w ostatnią sobotę w synagogach, to wezwanie Abrahama, który jeszcze nosi imię Abram (hebr. Awram) do wyjścia ze swojego kraju, pozostawiania krewnych i domu swego ojca. Bóg obiecuje uczynienie z niego wielkiego narodu oraz błogosławienie tym, którzy mu będą błogosławić i przeklinanie tych, którzy jego będą przeklinać. Co więcej, otrzymuje zapewnienie, że wszystkie rodziny ziemi będą błogosławione dzięki niemu. Dlaczego? Czym sobie na to zasłużył? 

Abram (hebr. Awram) miał siedemdziesiąt pięć lat, gdy wychodził z Charanu. Jest on dziesiątym pokoleniem po Noem, który umiera, gdy Abraham ma 58 lat. Syn Noego, Sem (hebr. Szem) żyje dłużej o 35 lat od Abrahama. Prawnuk Szema, Eber (hebr. Ewer) w chwili urodzin Abrahama ma 225 lat, a umiera 64 lata po jego śmierci. Ewer żył 464 lata. Choć to zaledwie połowa wieku pokolenia przedpotopowego, po nim nikt już nie żyje tak długo. Abraham żył 175 lat, a gdy miał lat 48 następuje pomieszanie języków ludzkości. Noe więc jeszcze żyje, gdy jego potomkowie postanawiają zbudować sobie miasto i wieżę sięgającą nieba – chcą zjednoczenia, jednego języka by nie dopuścić więcej do potopu. Abraham wychodzi z Ur 8 lat przed wydarzeniami związanymi z wieżą Babel (hebr. Bawel) i ze swoim teściem zamieszkuje w Charanie. To w Charanie padają słowa Lech lecha. Co takiego było w Abramie, że Bóg przemówił do niego?

„Przed Abrahamem na ziemi żyło wielu sprawiedliwych – ludzi, którzy słyszeli słowo Boga i służyli Mu – ale nikt nie przedtem nie uznał w Nim Pana (Adon) wszystkiego co jest. Abraham zrozumiał, że monoteizm wymaga prawości, a nie tylko podporządkowania. Pozwala twierdzić i głosić, że zasady i kryteria dobra oraz zła są ustalone raz na zawsze. W religii politeistycznej pytanie: »Czego Bóg oczekuje ode mnie?« – ustępuje wobec kwestii: »Który z bogów najlepiej nagrodzi i ochroni w zamian za lojalność?«. Rewolucyjność tego, co odkrył Abraham, nie sprowadza się do twierdzenia, że istnieje tylko jeden Bóg, ale że Bóg wezwał nas, byśmy w sposób wolny wybrali dobro.

Abram odkrył Boga i Torę, mając lat czterdzieści, nie dzięki łasce, objawieniu, lecz dzięki swej naturalnej inteligencji. Odkrył Boga sam. Nie miał nauczycieli, ani przewodników. Wspomagali go w tych badaniach Noe, Sem i Eber. Obdarzony był wiedzą zwaną w oryginale hebrajskim daat. Jest to wiedza nie tylko spekulatywna, czysto teoretyczna, ale wiedza wyrosła z doświadczenia i doskonale zespolona z ludzkim życiem. Daat otwiera wszystkie komnaty serca, ożywia ludzkie uczucie i działania, z których chased – dobroć, miłosierdzie, pomoc innym ludziom – jest najważniejsza. A pierwszy z patriarchów w tradycji judaistycznej reprezentuje właśnie tę cechę. Uchodzi za prawzór i spełnienie cnoty miłosiernej sprawiedliwości. Abram poznał Boga. […]

Gdy tylko Abram znalazł odpowiedź na swoje pytanie o Pierwszego Poruszyciela, władcę i Pana wszechświata, począł niszczyć idole i nauczać ludzi, że czcić należy tylko Stwórcę. Z jednaj z legend dowiadujemy się, że jego ojciec rzeźbił posążki bogów i nimi handlował. Pewnego razu pozostawił syna samego w sklepie. Wtedy Abram porąbał idole, a siekierę wsunął do ręki największego. Gdy Terach wrócił i zobaczył spustoszenie, rozsierdził się i zapytał kto dokonał tylu zniszczeń. Syn wyjaśnił mu, że ten największy. Terach odpowiedział na to: »Kpisz sobie ze mnie! Przecież wiesz, że bożki nie mogą się ruszać z miejsca«. Abram odparł z goryczą: »Właśnie to chciałem od ciebie usłyszeć. Jak możesz czcić bogów, którzy są dziełem ręki ludzkiej i których ręka ludzka może zniszczyć? Czyż nie widzisz, że istnieje Jeden Bóg, któremu ziemia, słońce i gwiazdy zawdzięczają swój byt?« (Bereszit Raba 38, 19).

Abram każdemu człowiekowi z osobna tłumaczył nowe zasady, aż zaszczepił w ludziach nową wiarę. Wędrował z miejsca na miejsce, z królestwa do królestwa, gromadząc ludzi i przekonując ich, by porzucili idole i służyli jedynemu Panu. W wersecie 12,5 czytamy, że Abram wziął ze sobą »«dusze które nabyli w Charanie«, Komentatorzy zwracają uwagę na ten drobny fragment, powiadając, że napisane jest »dusze«, ponieważ ruszył w świat wraz z tymi, którzy przeszli już na nową wiarę i przestrzegali siedmiu nakazów danych Noemu. /Paweł Śpiewak, Księga nad księgami. Midrasze, ss.98-100, Znak 2005/

Tradycja żydowska ukazuje Abrahama nie tylko jako twórcę etycznego monoteizmu, ale również burzyciela idoli. Judaizm, zgodnie tą tradycją i z drugim przykazaniem dekalogu http://dekalog.pl zabrania czynienia sobie idoli i ich kultu.

Czym zatem jest idol?

Powszechne przekonanie przeciętnego chrześcijanina utożsamia bożka z fetyszem. Bałwochwalstwo (patrz http://pl.wikipedia.org/wiki/Idolatria) mylone jest z fetyszyzmem (patrz http://sjp.pl/fetyszyzm) i uważane jest za cechę atawistyczną, właściwą jedynie religiom pierwotnym. Tymczasem fetysz, to nie to samo co idol. W większości chrześcijanie nie znają znaczenia tych pojęć.

Czym jest fetysz dobrze obrazuje pewna sytuacja opisana przez dra Lestera Sumralla:

„W Chinach wiele lat temu wszedłem do świątyni pogańskiej i zobaczyłem stojący na środku wielki posąg. Ten potwór miał prawie trzydzieści stóp wysokości. Zawołałem kapłana świątyni i wskazując na rzeźbę, powiedziałem mu:

– Wiesz, że to nie jest niczym więcej niż gliną. Pomalowaną gliną.

Spojrzał na mnie i odrzekł:

– Jesteś w błędzie.

Powtórzyłem:

– To jest tylko glina. U stóp tego palisz kadzidło, kładziesz jakieś jedzenie, a szczury ją zjadają. To tylko glina.

Wtedy kapłan pokazał mi tył posągu, a w nim okrągłą dziurę. Powiedział:

– Teraz duch tego posągu jest nieobecny, przebywa w górach. Mogę go jednak przywołać i nie będziesz już więcej mówił. To Silnu duch, a wszystko, co mogę uczynić, to paść na kolana, wzywać jego imienia i palić kadzidło”. /Dr Lester Sumrall, Egzorcyzm, ss. 63-64, Wydawnictwo DABAR, Toruń 1994/

Fetysz, to przedmiot uważany za wcielenie bóstwa, a idol to tylko jego wyobrażenie, obraz, podobizna. Idolatria obecna była w hellenizmie oraz w tradycyjnych kultach Imperium Romanum.

O ile łatwo wytłumaczyć czym jest fetysz (mam nadzieję, że powyższy przykład jest prosty w swej wymowie), to z pojęciem idolatrii jest trudniej. Współczesny, oświecony, rzekłbym nowoczesny obywatel Starego i Nowego Świata, wyobraża sobie to zjawisko jako wyraz zacofania, dawnych przesądów – i słusznie – ale też jako coś, co w jego otoczeniu nie istnieje. Tylko czy naprawdę tak jest?

Idolatria wg Juliana Apostaty

Zobaczmy zatem jak idolatrię rozumiał cesarz starożytnego Rzymu, Julian, zwany Apostatą, bo próbował przywrócić religię pogańską po tym, jak chrześcijaństwo za sprawą Konstantyna Wielkiego, jego wujka, stało się religią panującą. To uzasadnienie inteligentnego i wykształconego człowieka.

„Wszyscy jesteśmy rodziną, bo wszyscy wywodzimy się od bogów! Z tejże przyczyny należy czcić świątynie i podobizny bogów, albowiem nasi przodkowie ustanowili je nie w tym celu, byśmy w przedmiotach kultu widzieli niebian – są przecież bezcieleśni – lecz byśmy ich pomocą służyli istotom wyższym. Podobnie oddaje się hołd podobiznom cesarzy nie po to, by zjednać sobie martwe posągi z drewna, kamienia lub spiżu. Lecz aby zasłużyć na łaskę osób żywych. Kto kocha swego władcę lub ojca, chętnie patrzy na ich portrety, każdy zaś człowiek religijny ogląda wyobrażenia bogów z szacunkiem i miłością, choć dobrze wie, że oni sami są niewidzialni. Niektórzy chwieją się w swej wierze widząc, że ludzie źli i głupi niszczą i znieważają posągi bezkarnie; lecz te zbrodnicze czyny nie mają znaczenia, niebianie bowiem pozostają nietknięci po wszystkie wieki. Oczywiście cześć należy się tylko posągom, lecz także świątynnym obwodom i ołtarzom oraz kapłanom. Ci, odprawiając święte obrzędy, pomagają ludziom wykonywać obowiązki religijne, bogom zaś obsypywać ludzkość łaskami. Za to wszystko winniśmy kapłanom przynajmniej tyle szacunku, ile dostojnikom państwowym, życzliwości zaś dużo więcej”. /Aleksander Krawczuk, Julian Apostata, ss. 324-325, Wiedza Powszechna, Warszawa 1987/.

Wedle tego uzasadnienia idolatria przeniknęła z kultury starożytnego Rzymu do chrześcijaństwa za sprawą procesu, który kościół nazywa inkulturacją. Wiele wyobrażeń bóstw rzymskich i świątyń , zaadaptowano na potrzeby chrześcijaństwa, czyli inkulturowano, zmieniając jedynie ich nazwy. Inkulturacja rozumiana jest bowiem jako przekształcenie wartości kulturowych jakiejś społeczności w wartości chrześcijańskie. Godny polecenia w tym temacie jest artykuł zamieszczony w „Tygodniku Katolickim Niedziela” pod wymownym tytułem: Dlaczego czcimy obrazy, skoro Biblia tego zakazuje? (Edycja toruńska 1/2012)

Dla zachęty zacytuję jeden fragment: „- My nie czcimy obrazów, ale Tego, którego przedstawiają – podkreślił ks. prof. Janocha. – Warto tu zastosować analogię ze współczesną fotografią. Stawiając na półce zdjęcie bliskiej osoby, nie traktujemy go jako ucieleśnienie tej osoby, lecz jako pomoc w zachowaniu pamięci o niej czy w ulżeniu tęsknocie.”

Czy nie lepiej było wytrwać na pozycji Abrahamowej, pozycji chrześcijaństwa pierwszych wieków, niż inkulturować pogańskie bożyszcza, czyniąc z nich chrześcijańskie idole? Uniknięto by ikonoklazmu (patrz: http://pl.wikipedia.org/wiki/Ikonoklazm), reformacji, naigrywania się ateistów ale też, albo przede wszystkim śmierci wielu tysięcy ludzi, którzy przez dwa tysiąclecia chrześcijaństwa negowali kult obrazów. Nie bez przyczyny kult obrazów i relikwii był główną podstawą reformacji. Reformatorzy głosili, że wierność Biblii jest ważniejsza niż dochody z tego procederu.

Warto uczyć się od Abrahama. Jego ojciec, Tare (hebr. Terach) był wytwórcą idoli. To intratne zajęcie nie interesowało jego syna. Judaim wnioskuje z zapisów Tory, że Tare pod wpływem idei przekazanych mu przez syna porzucił pod koniec życia bałwochwalstwo i uwierzył w Boga Abrahama. Życzę każdemu wierzącemu w Boga Abrahama, by mógł powiedzieć, że przykład tego patriarchy nie poszedł na marne.